czwartek, 18 lutego 2016

Hikalsz - placki na slodko z dynia

Zeby przygotowac hinkalsz trzeba zaopatrzyc sie w nie duza dynie (jak duza to polowka bedzie potrzebna), kostke masla dobrej jakosci, 1 kg maki, 1 litr serwatki/kefiru/ zsiadlego mleka. 1 lyzeczka soli, 1.5 lyzeczki sody. Z 6 cebul, cukier - w zaleznosci od slodkosci dyni, ale z tymi dyniami ze sklepu to cukru duzo trzeba zeby byla dynia naprawde slodka. z 5 lyzek to i tak minimum.

Jak mamy skladniki to myjemy dynie. Kroimy ja na cwiartki. Czyscimy z pestek. Kladziemy w garnku skorka do dolu. Kolejna warstwe kladziemy skorka do gory. Wody nie dodajemy zbyt duzo, zeby dynia nie stracila smaku. Gorne cwiartki beda sie gotowac jakby na parze. Zamykamy przykrywka. Ja dolalam chlodnej wody. Gotowalam chyba ze 40 minut. ale to trzeba po prostu kontrolowac by dynia byla miekka i nie przesadzic z dlugoscia gotowania. Bo potem skorka moze byc tak miekka, ze trudno bedzie oddzielic dynie od skory. Gdy dynia sie ugotuje odlac wode i odstawic bez pokrywki by ostyglo. Obieramy cebule i kroimy w piorka.
Do dyni nie dolewamy duzo wody

Cebule szklimy, gdy zmieknie dodajemy do niej dynie wybrana ze skorek. Slodzimy dosyc sporo. To ma byc naprawde slodki farsz, aczkolwiek tez wazne bym wam smakowalo. Smazymy razem dobra chwilke, wtedy sok z dyni i woda odparowuja troszke i pozniej farsz jest zwarty i woda sie nie wytraca.
gotowa cebulka z dynia juz poslodzona
 Po wstawieniu dyni ja zawsze zagniatam ciasto. Do litru serwatki, kefiru badz zsiadlego mleka dodaje lyzeczke soli i poltorej lyzeczki sody. Najlepiej by serwatka czy kefir byly letnie nie zimne z lodowki. Wsypujemy make i zagniatamy (nie wsypujemy kilograma - kilogram raczej nie wejdzie) wsypujemy po troszeczku maki. Zeby zagniesc bardzo delikatne ciasto. Zostawiamy na godzinke do odpoczecia. W tym czasie czekamy az sie dynia ugotuje. Smazymy cebulke, robimy farsz.
kulki, ktore odpoczywaja
 Po godzince ciasto dzielimy na rowne kuleczki. W zaleznosci od wielkosci patelni robimy duze lub male kuleczki. Najlepiej, zeby i one z pol godzinki odpoczely pod sciereczka. Akurat w tym czasie farsz nam ostyGnie.  Gdy odpoczna bierzemy jedna kulke, robimy z niej placek. Na jednej stronie nakladamy lyzka farsz.
jak dodajemy farsz do srodka, wcale nie jest to gruba warstwa
 Skladamy placuszek jak skladamy polskiego pieroga. Dociskamy brzegi i przejezdzamy takim koleczkiem z zygzakami co czesto pizze dzielimy. Wtedy maja ladne pofaldowane brzegi.
zamykamy jak polskiego pieroga
 Smazymy na srednim ogniu na suchej patelni z obu stron. Kazdy placek chowamy do duzego garnka z pokrywka lub na talerz, ktory przykrywamy od gory miska. I teraz sa rozne opcje. Trzeba obie sprobowac, zeby wybrac co nam lepiej smakuje.

 Ja kazdy placek polozony na talerzu smaruje bezposrednio maslem z kostki masla. Po pierwsze nie chce mi sie bawic, a po drugie lubie troche chrupkie brzegi. I smaruje na biezaco placki jak zdejmuje z patelni, smaruje maslem i przykrywam miska.

Drugi sposob to wszystkie placki wrzucac do garnka. Gdy wszystkie gotowe kazdy placek oblewac wrzetkiem i smarowac klarowanym maslem z dwoch stron i z kazdym kolejnym plackiem robic to samo. Jest z tym wiecej zabawy. Ale placki sa wtedy o wiele mieksze i delikatniejsze. A jak ktos duzo maki podsypywal to i maka splywa.

Smacznego!  Juz umiecie robic czeczenskie placki. Mozna je podawac z mlekiem zageszczonym z puszki badz z wysoko procentowa smietana.

ps jak nie mamy masla a mamy wysoko procentowa naprawde dobrej jakosci smietane mozecie przekladac placki smietana zamiast maslem. Aczkolwiek efekt jest super jesli to jest domowa smietana. W Czeczenii kupna smietana jest tak obrzydliwa ze sie nawet na tych plackach nie rozpuszczala. Na dostepnej w Polsce nie probowalam.
Gotowe! Smacznego)))

czwartek, 17 grudnia 2015

Pierwsza miłość - czebureki

Czebureki... na początku słysząc ta nazwę widziałam czeburaszke. Śmiesznego miska z dużymi uszami z rosyjskiej bajki dla dzieci.
źródło: http://i.imgur.com/zZMVy2E.png
Rok temu byłam w miasteczku rejonowym Szelkowskaja w Czeczenii. Bardzo chciałam iść tam do restauracji. Z teściową zatrzymałyśmy się w jednym lokalu, gdzie robili czebureki. Ja chciałam spróbować coś czego nie tylko nie jadlam, a nigdy nie widzialam. I.. po ugryzieniu czebureka zakochałam się w nim. Od tego czasu ponad rok szukałam jakiś przepis po znajomych Czeczenkach (nie znam ich dużo ) i większość powiedziała, że jadła to danie na wynos a sama nie robiła. Jedna podała mi przepis gdzie trzeba było najpierw zaczyn gotować na ogniu. Coś jakby kisiel zrobić.  Ale to trochę roboty. Z jej przepisu wyszło smaczne ale to nie było TO. Nie ten smak co zapamiętałam. Od kilku dni szperałam w internecie i czytałam różne przepisy. W końcu jeden mi się spodobał.  Dziś zrobiłam czebureki na śniadanie.  I wyszły ideale! Soczyste, smaczne i chrupiące przy tym bardzo delikatne!!! A bardzo mało potrzeba roboty przy tym!
To do dzieła!
autor: Rukaja


Przepis:
3 szklanki mąki zmieszać z łyżeczką soli. Wlać do tego kubek zimnej wody i widelcem szybko mieszać. W rondlu rozpuścić pół kostki masła.  I jak zacznie się gotować wlać je do mąki i ugniatac widelcem na piękną masę. Jak juz ciasto gotowe wsadzić je do lodówki na 1,5-2,5 godziny.
Farsz to mielone mięso np. wołowe  (niecałe 0,5kg) i 2 cebulę posiekane w mikserze aż sok zaczął puszczac. Zmieszać.  Doprawić do smaku solą i pieprzem oraz jak macie trochę kopru dodajcie (ja dodałam trochę suszonego). Do mięsa dodać wody tyle, by masa była baaaaardzo wilgotna.
Z ciasta uformować 16-18 kulek. Z każdej powstanie jeden czeburek. Rozwałkowywać jak na zdjęciu, dodać łyżkę farszu składać jak pieroga i widelcem docisnąć brzegi. Smażyć na oleju na patelni na średnim ogniu po 2 minuty z każdej strony (chyba, że ktoś woli bardziej przysmażone - wtedy trochę dłużej, ale lepiej kontrolować spoglądając co jakiś czas skórkę).

Polecam jeść na ciepło. Ciasto jest wtedy chrupkie (bardzo podobne do ciasta faworkowego). I smaczne :)
autor: Rukaja

czwartek, 8 października 2015

Śniadanie w Czeczenii

Każdy z nas z dzieciństwa pamięta kaszę manną na słodko z dodatkiem dżemu. W Czeczenii też jadam kaszę manną na śniadanie, ale w innej, słonej, odsłonie. Za pierwszym razem to był dla mnie szok, jak można zjeść słoną kaszę manną na mleku i to np z dodatkiem pomidora! Teraz nie wyobrażam sobie życia bez tej kaszy na śniadanie chociaż 1-2 razy w tygodniu.
Moje dzisiejsze śniadanie. Kasza manna na słono z słonym serem i klarowanym masłem (aut. Rukaja)
Kaszę manną przygotujemy jak zazwyczaj. Ja zagotowuję wodę. Kaszę manną rozrabiam z chłodną wodą. Potem do gotującej się wody w garnku dodaję kaszę manną i gotuję na małym ogniu około 5-10 minut mieszając właściwie cały czas. Potem jak kasza gotowa dodaję mleka. Kasza musi mieć gęstość śmietany. Zagotowuję z mlekiem. Dodajemy soli do smaku oraz trochę cukru. Wykładamy na talerz. Posypujemy serem solankowym twardym oraz dodajemy łyżkę klarowanego masła (może być i zwykłe masło). Gotowe!
Podaję razem z ogórkiem i pomidorem oddzielnie pokrojonym na półmisku. Lub robię sałatkę. Kroję pomidor, ogórka w plastry dodaje pokrojony szczypiorek. Solę i pieprzę do smaku a na koniec dodaje do sałatki łyżkę śmietany lub majonezu. Do tego w Czeczenii do kaszy i sałatki podaje się kilka kromek chleba. Pychotka!

Potrawa Żiżig galnisz

Dziś napiszę Wam przepis na potrawę żiżig galnisz (żiżig z języka czeczeńskiego to mięso, a galnisz - kluski). Potrawę tę zawszę gotuję na oko, ale jest tak prosta, że każda z Was bez problemu ją przygotuje. W razie czego mogę następnym razem się skupić i dać dokładniejsze proporcje - jak chcecie napiszcie w komentarzu.
1. Zagotować w garnku wodę. Dodać mięso. W Czeczenii będzie to zarówno wołowina, kurczak jak i baranina (a nawet sama głowa z barana :D ) lub suszone mięso (pycha!). Najlepsze będzie mięso z kością. Gotować aż do miękkości mięsa. W połowie gotowania mięsa dodać sól, by mięso było odpowiednio słone według upodobania. Proporcje mięsa do wody jak do porządnego rosołu lub bulionu. Im więcej mięsa tym smaczniej ;)
2. Zagnieść ciasto. Mąka pszenna, sól do smaku i ciepła woda.
3. Ciasto rozwałkować na placek i pokroić na długie pasy które potem kroimy na paseczki (jak na zdjęciu).
Żiżig galnisz w trakcie przygotowania (aut. Rukaja)
4. Potem formujemy kluseczki.
Kładziemy palce na dalszej od siebie, dłuższej krawędzi małego paseczka ciasta i przeciągając palce do siebie po cieście formujemy rulonik. Komu nie wychodzi może w dwóch dłoniach chwile po wałkować aż powstanie rulonik :)
5. Gdy mięso będzie gotowe wyławiamy je z garnka i kładziemy na półmisek. Powstałe kluseczki (gałuszki) wrzucamy do garnka z pozostałym bulionem po mięsie i gotujemy około 25 minut.

Podajemy z sosem.
Sos do kurczaka: smażymy pokrojoną w piórka cebule do miękkości, ciut dosalamy, dolewamy z kubek bulionu po ugotowanych kluskach (tam będzie trochę mąki dlatgo cały sosik fajnie zgęstnieje) i smażymy jeszcze chwilkę. Podajemy w małej miseczce obok półmiska z mięsem i kluseczkami. Jemy kluseczki maczając w sosiku z cebulką.
Sos do wołowiny lub baraniany: obieramy kilka ząbków czosnku. Przecieramy przez praskę. Wrzucamy do małej miseczki bądź salaterki. Rozcieramy czosnek z solem i pieprzem do smaku, Dolewamy bulion w którym gotowały się kluski. Dosalamy wg potrzeby (sosik powinien być dość słony i czosnkowy w smaku. Więc w razie potrzeby można dodać jeszcze parę ząbków przetartych czosnku). Podajemy w małej miseczce obok półmiska z mięsem i kluseczkami. Jemy kluseczki maczając w sosiku z czosnkiem.

Niektórzy Czeczeni jeszcze lubią popijać tę potrawę pozostałym bulionem po gotujących się kluseczkach!

Do tego często podaję się półmisek z pokrojonym ogórkiem i pomidorem.

PS. Ta potrawa ma też wersję klusek kukurydzianych. Ciasto się robi tak: mąka kukurydziana posolona do smaku i zalana wrzącą wodą. Wyrabia się szybko ciasto. Potem formuje się łódeczki kluseczki.Podobne do liścia.

SMACZNEGO!
Mój dzisiejszy żiżig galnisz z suszonym mięsem wołowym (aut. Rukaja)


niedziela, 19 lipca 2015

Święta w Czeczenii

Po ponad półrocznej przerwie wracam do pisania. Musiałam wyjechać do Polski, żeby załatwić papiery potrzebne do otrzymania pobytu w Czeczenii. I stało się. Dostałam zgodę pobyt w Rosji na 3 lata i przyjechałam z powrotem do Czeczenii. Zobaczymy co dalej...
Do rzeczy. W Czeczenii mieszkają muzułmanie, którzy ostatni miesiąc Ramadan pościli od świtu do nocy. Wieczorem 16 lipca czekaliśmy w napięciu na decyzje, czy będzie jeszcze jeden dzień postu następnego dnia czy nie (w zależności od położenia księżyca). Okazało się, ze święto będzie 17 lipca, tak więc my kobiety całą noc przygotowywałyśmy jedzenie. U nas była papryka nadziewana mielonym mięsem wołowym z cebulą, gotowana w bulionie. Do tego oddzielnie gotowałyśmy ziemniaki przekrojone na pół. Na patelni smażyłyśmy cienko pokrojona marchewkę z cebulką. Danie końcowe podaje się na głębokim talerzu. Czyli ziemniak przekrojony na pół, papryka nadziewana, bulion i na paprykę nałożona łyżka zażarki (marchewki podsmażonej do miękkości z cebulka zaprawiona przecierem pomidorowym). Pyszne! Do tego była sałatka moskiewska (krojone w kostkę gotowane warzywa, jajka, ogórki kiszone, kiełbasa z majonezem) oraz pieczony uprzednio marynowany kurczak. Ja zrobiłam ciasto kruche z pianką z morelami świeżymy prosto z drzewka w ogródku a szwagierka ukręciła tort biszkoptowy. Krojąc ślicznie ogórka i pomidora w różne wzorki udekorowałyśmy stół na którym uprzednio położyłyśmy dużo owoców oraz słodyczy i napojów. Nad ranem mężczyźni poszli do meczetu a kobiety odpoczywały przed zjazdem gości. Wszyscy rano biorą kąpiel generalna, zakładają (najlepiej nowe) ubranie. Mężczyźni koniecznie perfumują się. Jest wesoło i uroczyście. Przez trzy dni przyjeżdża dużo rodziny i znajomych. Wszyscy się wzajemnie odwiedzają, piją herbatę.
Jest tez jedna istotna i przepiękna tradycja w Czeczenii.. Dzieci oraz mężczyźni (kto chce) chodzą po domach w całej miejscowości z życzeniami. Po złożeniu życzeń dostają upominek (może być butelka soku, melon, herbata, skarpetki lub jakieś słodycze). Przepiękny zwyczaj. Drzwi się nie zamykają. Mój mąż na przykład chodząc po domach dostał w sumie około 60 par skarpet! To przypomina polskie kolędowanie. Tylko śpiewać nie trzeba. Oczywiście my też musieliśmy kupić karton opakowań herbaty, reklamówkę skarpet i karton chipsów dla wszystkich przychodzących życzących nam wspaniałych świąt. Kobiety za to chodzą w gości i wtedy dają drobny upominek. Dla dziewczynki opaskę i ładne gumeczki do włosów, dla starszych kobiet chustki na głowę. Kobiety jeżdżą po rodzinie,a  nie tak jak mężczyźni - po wszystkich sąsiadach.
Oto ile prezentów przyniósł mój Mąż do domu (aut. Rukaja)
Każdy w Czeczenii odpoczywa w te święta, bo decyzją prezydenta Republiki Czeczenii Ramzana Kadyrowa wszyscy maja wolne 4 dni (akurat od czwartku do niedzieli). Kończę ten wpis, bo akurat znów goście przyszli.

środa, 29 października 2014

Parę słów o Groznym

Centrum Groznego (aut. Rukaja)
Dużo czytałam o Groznym, ale nie spodziewałam się, że z jednego z bloków tutaj będzie widać góry.  W poprzednim poście umieściłam zdjęcie Groznego w dzień. W internecie większość fotografii przedstawia centrum Groznego późnym wieczorem. Też chciałam takie. Efekt powyżej. Przepraszam za jakość,  ale na razie nie mam aparatu. Z lewej strony wieżowce a z prawej jeden z największych meczetów na świecie.  W samym mieście wszędzie powiewają flagi Czeczenii oraz wielkie zdjęcia, na ważniejszych budynkach państwowych, ówczesnego prezydenta Republiki Czeczenii Ramzana Kadyrowa oraz jego ojca Ahmada Kadyrowa. W Groznym nie ma już śladów po wojnie. W większości stoją tu domki jednorodzinne. Sporo jest też bloków mieszkalnych, raczej maksymalnie 8-9 piętrowych. Dużo zieleni. Szpitale oraz urzędy są bardzo ładne (bo i wszystko nowe) ale moją największą miłość w tym mieście zostawiłam na koniec - bazar. Tu jest wszystko.  Od sukienek, chustek, bielizny i innej odzieży po produkty spożywcze.  Tutaj większość żywności nie ma co rywalizować z tym co jest w polskich supermarketach (w większości import). W większości wszystko jest "domaszne", czyli produkowane na niewielką skalę oraz pochodzące z Czeczenii.  Czyli kurczaki, twarogi, marchewki, ziemniaki to są produkty tutejsze. Smak i aromat... no trzeba tutaj przyjechać, bo to nijak się ma do pięknych warzyw lub owoców spotykanych w warszawskich sklepach na półkach.  Tutaj większość jabłek jest nierówna,  z plamkami i innymi wizualnymi defektami. W Polsce raczej nikt by takich "brzydkich" nie kupił, nie wspominając o jakiś normach europejskich. Kolejną sprawą jest sprzedaż prosto z torby  pani idącej po bazarze gotowych potraw czeczeńskich, np. placków z nadzieniem. Coś w kształcie przypominające polskie naleśniki tyle,  że z nadzieniem (czepalgsz - z twarogiem, hinkalsz - z dynią). Potem oczywiście dodam wpis tutaj na blogu z różnymi przepisami, ale to na bieżąco co aktualnie sama będę gotować. Hitem na bazarze są kiszone pomidory, papryczki chili i inne warzywa. Sanepid sądzę, że zamknąłby cały bazar w jeden dzień. Tutaj na porządku dziennym jest sprzedaż i podawanie produktów jedną ręką  :D i co ciekawsze wszyscy żyją, o epidemii nie słyszałam.
Zdjęcie centrum z bloku (aut. Rukaja)

niedziela, 12 października 2014

Podróż

Miałam pojechać do Czeczenii już rok temu. Na wakacje. Jednakże pewne wydarzenia sprawiły,  że moje marzenie spełniło się w tym roku. Do końca nie byłam pewna jaki środek lokomocji wybiorę. Zastanawiałam się nad pociągiem.  Jednakże ilość rzeczy,  które chciałam ze sobą zabrać i bez których żyć nie mogłam sprawiło,  że wyruszyłam samochodem z Warszawy.  W Terespolu na granicy trzeba było wybrać w której kolejce będziemy czekać (czy mamy coś do oclenia czy nie).  Straż Graniczna pobieżnie przejrzała zawartość samochodu oraz dokumenty . Potem przepuszczono nas korytarzem (normalna droga tylko z obydwu stron drut kolczasty). W połowie drogi znów trzeba się było zatrzymać. Była mała budka i kilku "pograniczków". Sprawdzono dokumenty. Powiedziano  nam jaki kolor światła potem trzeba będzie wybrać (po kilku minutach jazdy znów były kolumny samochodów za zielonymi i czerwonymi światłami w zależności od miejsca zarejestrowania pojazdu i pewnie innych czynników) - to była granica z Białorusią. Musiałam wypełnić kartę migracyjną (co napisać było wyjaśnione w języku rosyjskim oraz angielskim). Bagaż na jednego człowieka nie mógł przekraczać 50 kg. Mi akurat nie kazano wszystkich bagaży wykładać na wagę (ufffff :) ). Po wypełnieniu dokumentów przez mojego kierowcę (deklaracje ile ludzi wiezie i na ile etc.) wpuszczono nas na Białoruś. Zostało nam wykupienie ubezpieczenia ważnego na Białorusi oraz opłaty za autostrady. Przekroczenie granicy trwało w sumie 6 godzin. Po nocy na parkingu przy stacji benzynowej mój mąż zauważył,  że obok nas zaparkował busik pełen Czeczenów jadących z Berlina do Groznego. Krótko pogadał z kierowcą,  który zgodził się byśmy jechali za nim (on pokonuje ta trasę dwa trzy razy w miesiącu). Jechaliśmy za busikiem dwa i pół dnia. Drogi puste, pogoda prześliczna.  Na granicy białorusko-rosyjskiej tylko jeden pan w mundurze przelotnie spojrzał na paszporty. Byliśmy w Rosji.  Przy wjeździe do Inguszetii widać było góry Kaukazu. Piękny widok, zapierający dech w piersiach! Akurat był wschód słońca na tle ośnieżonych szczytów. Przy wjeździe do Inguszetii a potem Czeczenii druga rzecz, która  skupiła moją uwagę - przewaga mundurowych nad cywilami. Wiadomo - był świt,  mieszkańcy spali.
Widok na centrum Groznego - zwróćcie uwagę na piękne góry w tle (aut. Rukaja)
Jeszcze do tego hmm takie stacjonowanie policji na drogach. Były budki i znak STOP przy którym trzeba się zatrzymać a następnie ruszyć (jeśli oczywiście panowie policjanci nie będą mieli ochoty uciąć pogawędki ;)). Policjanci są widocznie uzbrojeni (co na początku wzbudzało mój strach, gdyż w Polsce nie przywykliśmy dostrzegać broni u zwykłego policjanta). Około godziny 9 wjechałam do Groznego. Kilkudniowa podróż dobiegła końca.