środa, 29 października 2014

Parę słów o Groznym

Centrum Groznego (aut. Rukaja)
Dużo czytałam o Groznym, ale nie spodziewałam się, że z jednego z bloków tutaj będzie widać góry.  W poprzednim poście umieściłam zdjęcie Groznego w dzień. W internecie większość fotografii przedstawia centrum Groznego późnym wieczorem. Też chciałam takie. Efekt powyżej. Przepraszam za jakość,  ale na razie nie mam aparatu. Z lewej strony wieżowce a z prawej jeden z największych meczetów na świecie.  W samym mieście wszędzie powiewają flagi Czeczenii oraz wielkie zdjęcia, na ważniejszych budynkach państwowych, ówczesnego prezydenta Republiki Czeczenii Ramzana Kadyrowa oraz jego ojca Ahmada Kadyrowa. W Groznym nie ma już śladów po wojnie. W większości stoją tu domki jednorodzinne. Sporo jest też bloków mieszkalnych, raczej maksymalnie 8-9 piętrowych. Dużo zieleni. Szpitale oraz urzędy są bardzo ładne (bo i wszystko nowe) ale moją największą miłość w tym mieście zostawiłam na koniec - bazar. Tu jest wszystko.  Od sukienek, chustek, bielizny i innej odzieży po produkty spożywcze.  Tutaj większość żywności nie ma co rywalizować z tym co jest w polskich supermarketach (w większości import). W większości wszystko jest "domaszne", czyli produkowane na niewielką skalę oraz pochodzące z Czeczenii.  Czyli kurczaki, twarogi, marchewki, ziemniaki to są produkty tutejsze. Smak i aromat... no trzeba tutaj przyjechać, bo to nijak się ma do pięknych warzyw lub owoców spotykanych w warszawskich sklepach na półkach.  Tutaj większość jabłek jest nierówna,  z plamkami i innymi wizualnymi defektami. W Polsce raczej nikt by takich "brzydkich" nie kupił, nie wspominając o jakiś normach europejskich. Kolejną sprawą jest sprzedaż prosto z torby  pani idącej po bazarze gotowych potraw czeczeńskich, np. placków z nadzieniem. Coś w kształcie przypominające polskie naleśniki tyle,  że z nadzieniem (czepalgsz - z twarogiem, hinkalsz - z dynią). Potem oczywiście dodam wpis tutaj na blogu z różnymi przepisami, ale to na bieżąco co aktualnie sama będę gotować. Hitem na bazarze są kiszone pomidory, papryczki chili i inne warzywa. Sanepid sądzę, że zamknąłby cały bazar w jeden dzień. Tutaj na porządku dziennym jest sprzedaż i podawanie produktów jedną ręką  :D i co ciekawsze wszyscy żyją, o epidemii nie słyszałam.
Zdjęcie centrum z bloku (aut. Rukaja)

niedziela, 12 października 2014

Podróż

Miałam pojechać do Czeczenii już rok temu. Na wakacje. Jednakże pewne wydarzenia sprawiły,  że moje marzenie spełniło się w tym roku. Do końca nie byłam pewna jaki środek lokomocji wybiorę. Zastanawiałam się nad pociągiem.  Jednakże ilość rzeczy,  które chciałam ze sobą zabrać i bez których żyć nie mogłam sprawiło,  że wyruszyłam samochodem z Warszawy.  W Terespolu na granicy trzeba było wybrać w której kolejce będziemy czekać (czy mamy coś do oclenia czy nie).  Straż Graniczna pobieżnie przejrzała zawartość samochodu oraz dokumenty . Potem przepuszczono nas korytarzem (normalna droga tylko z obydwu stron drut kolczasty). W połowie drogi znów trzeba się było zatrzymać. Była mała budka i kilku "pograniczków". Sprawdzono dokumenty. Powiedziano  nam jaki kolor światła potem trzeba będzie wybrać (po kilku minutach jazdy znów były kolumny samochodów za zielonymi i czerwonymi światłami w zależności od miejsca zarejestrowania pojazdu i pewnie innych czynników) - to była granica z Białorusią. Musiałam wypełnić kartę migracyjną (co napisać było wyjaśnione w języku rosyjskim oraz angielskim). Bagaż na jednego człowieka nie mógł przekraczać 50 kg. Mi akurat nie kazano wszystkich bagaży wykładać na wagę (ufffff :) ). Po wypełnieniu dokumentów przez mojego kierowcę (deklaracje ile ludzi wiezie i na ile etc.) wpuszczono nas na Białoruś. Zostało nam wykupienie ubezpieczenia ważnego na Białorusi oraz opłaty za autostrady. Przekroczenie granicy trwało w sumie 6 godzin. Po nocy na parkingu przy stacji benzynowej mój mąż zauważył,  że obok nas zaparkował busik pełen Czeczenów jadących z Berlina do Groznego. Krótko pogadał z kierowcą,  który zgodził się byśmy jechali za nim (on pokonuje ta trasę dwa trzy razy w miesiącu). Jechaliśmy za busikiem dwa i pół dnia. Drogi puste, pogoda prześliczna.  Na granicy białorusko-rosyjskiej tylko jeden pan w mundurze przelotnie spojrzał na paszporty. Byliśmy w Rosji.  Przy wjeździe do Inguszetii widać było góry Kaukazu. Piękny widok, zapierający dech w piersiach! Akurat był wschód słońca na tle ośnieżonych szczytów. Przy wjeździe do Inguszetii a potem Czeczenii druga rzecz, która  skupiła moją uwagę - przewaga mundurowych nad cywilami. Wiadomo - był świt,  mieszkańcy spali.
Widok na centrum Groznego - zwróćcie uwagę na piękne góry w tle (aut. Rukaja)
Jeszcze do tego hmm takie stacjonowanie policji na drogach. Były budki i znak STOP przy którym trzeba się zatrzymać a następnie ruszyć (jeśli oczywiście panowie policjanci nie będą mieli ochoty uciąć pogawędki ;)). Policjanci są widocznie uzbrojeni (co na początku wzbudzało mój strach, gdyż w Polsce nie przywykliśmy dostrzegać broni u zwykłego policjanta). Około godziny 9 wjechałam do Groznego. Kilkudniowa podróż dobiegła końca.