 |
Centrum Groznego (aut. Rukaja) |
Dużo czytałam o Groznym, ale nie spodziewałam się, że z jednego z bloków tutaj będzie widać góry. W poprzednim poście umieściłam zdjęcie Groznego w dzień. W internecie większość fotografii przedstawia centrum Groznego późnym wieczorem. Też chciałam takie. Efekt powyżej. Przepraszam za jakość, ale na razie nie mam aparatu. Z lewej strony wieżowce a z prawej jeden z największych meczetów na świecie. W samym mieście wszędzie powiewają flagi Czeczenii oraz wielkie zdjęcia, na ważniejszych budynkach państwowych, ówczesnego prezydenta Republiki Czeczenii Ramzana Kadyrowa oraz jego ojca Ahmada Kadyrowa. W Groznym nie ma już śladów po wojnie. W większości stoją tu domki jednorodzinne. Sporo jest też bloków mieszkalnych, raczej maksymalnie 8-9 piętrowych. Dużo zieleni. Szpitale oraz urzędy są bardzo ładne (bo i wszystko nowe) ale moją największą miłość w tym mieście zostawiłam na koniec - bazar. Tu jest wszystko. Od sukienek, chustek, bielizny i innej odzieży po produkty spożywcze. Tutaj większość żywności nie ma co rywalizować z tym co jest w polskich supermarketach (w większości import). W większości wszystko jest "domaszne", czyli produkowane na niewielką skalę oraz pochodzące z Czeczenii. Czyli kurczaki, twarogi, marchewki, ziemniaki to są produkty tutejsze. Smak i aromat... no trzeba tutaj przyjechać, bo to nijak się ma do pięknych warzyw lub owoców spotykanych w warszawskich sklepach na półkach. Tutaj większość jabłek jest nierówna, z plamkami i innymi wizualnymi defektami. W Polsce raczej nikt by takich "brzydkich" nie kupił, nie wspominając o jakiś normach europejskich. Kolejną sprawą jest sprzedaż prosto z torby pani idącej po bazarze gotowych potraw czeczeńskich, np. placków z nadzieniem. Coś w kształcie przypominające polskie naleśniki tyle, że z nadzieniem (czepalgsz - z twarogiem, hinkalsz - z dynią). Potem oczywiście dodam wpis tutaj na blogu z różnymi przepisami, ale to na bieżąco co aktualnie sama będę gotować. Hitem na bazarze są kiszone pomidory, papryczki chili i inne warzywa. Sanepid sądzę, że zamknąłby cały bazar w jeden dzień. Tutaj na porządku dziennym jest sprzedaż i podawanie produktów jedną ręką :D i co ciekawsze wszyscy żyją, o epidemii nie słyszałam.
 |
Zdjęcie centrum z bloku (aut. Rukaja) |